Linie lotnicze i pośrednicy przeginają? „Kup, kup, kup” – nowa rzeczywistość podróżnych
Podróż samolotem miała być kiedyś synonimem komfortu, elegancji i poczucia wyjątkowości. Dziś coraz częściej przypomina raczej niekończący się proces zakupowy, w którym pasażer zamiast cieszyć się zbliżającą podróżą, musi odpierać codzienny atak ofert i dopłat.
Spis treści
Od kilku dni wielu podróżnych doświadcza tego samego – skrzynka e-mailowa zasypywana jest komunikatami: „Zwiększ miejsce na nogi, dokup jedzenie, wykup ubezpieczenie, zapłać za szybszą odprawę, chroń swój bagaż, zabezpiecz się od spóźnienia…” Lista wydaje się nie mieć końca. Wszystko podlane narracją: „jeśli tego nie kupisz, Twoja podróż może stać się koszmarem”.
Latanie jako model biznesowy „na raty”
Przez wiele lat linie lotnicze walczyły o klienta ceną. Pojawiły się tanie linie, które przyciągały uwagę niskimi stawkami za sam bilet. Jednak szybko okazało się, że „okazyjna cena” to dopiero początek. Dziś biznes lotniczy opiera się w ogromnym stopniu na tzw. opłatach dodatkowych (ancillary fees) – czyli wszystkim, co można sprzedać poza samym miejscem na pokładzie.
Efekt? Bilet za kilkadziesiąt euro to tylko przynęta. Prawdziwe pieniądze linie zarabiają na tym, że pasażer dopłaci: za bagaż rejestrowany, za wybór miejsca, za jedzenie, za pierwszeństwo wejścia na pokład, a nawet – coraz częściej – za ubezpieczenia, które sprzedawane są w pakietach jak w sklepie internetowym.
Psychologia strachu i presja zakupowa
E-maile, które wysyłają przewoźnicy i pośrednicy, nie są przypadkowe. Ich treść jest projektowana tak, aby wywołać u pasażera niepokój i strach. „A co jeśli Twój lot się spóźni?”, „A co jeśli zgubisz bagaż?”, „A co jeśli usiądziesz w niewygodnym miejscu?”.
Takie komunikaty to klasyczny przykład marketingu lęku, którego celem jest nie tyle pomoc podróżnemu, ile maksymalizacja zysku linii i agencji sprzedażowych.
Gdzie kończy się usługa, a zaczyna nachalność?
Jeszcze kilkanaście lat temu lot samolotem był pełnym pakietem – w cenie biletu pasażer miał bagaż, miejsce, posiłek i ubezpieczenie wynikające z przepisów. Dziś to, co kiedyś było standardem, sprzedawane jest w kawałkach niczym dodatki do auta. Problem w tym, że pasażerowie czują się atakowani i mają wrażenie, że linie lotnicze traktują ich jak bezdenne źródło pieniędzy.

Coraz częściej pojawiają się głosy, że nachalna sprzedaż zabiła przyjemność z podróży lotniczych. Zamiast czekać z radością na wylot, podróżni mają poczucie, że muszą odpierać presję: „kup, kup, kup”.
Czy da się tego uniknąć?
Eksperci radzą:
-
nie otwierać maili marketingowych – większość z nich to automatyczne wiadomości generowane na podstawie rezerwacji,
-
porównać realne koszty – czasami oferta „taniej linii” po doliczeniu wszystkich opłat wychodzi drożej niż tradycyjny przewoźnik,
-
świadomie wybierać dodatki – wiele z nich nie jest obowiązkowych, a prawa pasażera w UE chronią w razie opóźnień czy zagubienia bagażu.
Kupowanie spokoju czy kupowanie złudzeń?
Ostatecznie każdy podróżny decyduje sam, czy kupi dodatkowe usługi. Jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że linie lotnicze i pośrednicy przesadzili. Zamiast budować poczucie bezpieczeństwa i komfortu, tworzą atmosferę stresu i irytacji.
Kiedyś latanie było przygodą. Dziś coraz częściej jest testem cierpliwości wobec agresywnego marketingu.




































































